Film
Scenografia, Kamera, Scenariusz, Reżyseria, Obsada, Muzyka
Zagubiony Człowiek
Scenografia, Kamera, Scenariusz, Reżyseria, Obsada, Muzyka
Zagubiony Człowiek
Każdy jest częścią Wszystkich Rzeczy.
Jednak Pewne Obce Rzeczy nie pozwalają Każdemu stać się częścią Wszystkich Rzeczy. Dlatego “nie każdy” jest częścią Wszystkich Rzeczy.
Mężczyzna Ważny miał Żonę Ważną, Wpływową i Młodą, a problemy Stare – jak Świat. Z ich powodu spotkał Piekielnie Inteligentną Kochankę Piękną, która go doceniła. Kochanka Piękna, miała równie ważnego męża i mimo młodego wieku, zaskakująco duży bagaż doświadczeń. Była wyrafinowaną nauczycielką, a Mężczyzna Ważny, oczarowany finezją i wdziękiem Kochanki Pięknej, pozostawał jej oddanym uczniem. Jej zewnętrzne światło subtelnie ukrywało w tajemnicy ciemny urok Władzy i Pożądania. Przy niej, jak i bez niej, Mężczyzna Ważny pozostawał niewolnikiem własnych fascynacji. Bez wątpienia były to Ukryte Rządy Silnej Ręki: Zbrodnicze i Mordercze.
Niewierni kochankowie, pozostając wierni osobistemu zniewoleniu, samotnie szli przez las. Jak Dzieci trzymali się za ręce. Czuli do siebie szacunek za wszystko, co na chwilę ich połączyło. Wdzięczni byli temu doświadczeniu, które ich wzbogaciło.
To był moment rozstania. Ostatni spacer we dwoje. Nieobecni, wracali do swoich domów.., i zabierali ze sobą swoje Problemy Młode – Stare – jak Świat.
*
Problemy, które w swej ignorancji i niewiedzy przekazali Dzieciom. A od Dzieci zależało zrozumienie – dlaczego mieli takich, a nie innych Rodziców? Dlaczego urodzili się w takiej, a nie innej rodzinie? Dlaczego mieszkali w takim, a nie innym domu? Dlaczego dzisiaj sami tworzą taki, a nie inny, z Czymkolwiek i Kimkolwiek, związek. Dlaczego doznają, to czego doznają? Dlaczego spotyka ich w życiu to, co ich w życiu spotyka?
Co jest niezmiernie trudne. Jak Droga Oświecenia. Jednak dla Dzieci i ich Rodziców oraz dalszych Nieznanych Zapomnianych Przodków, w Imię Harmonijnego Wszystkich i Wszelkiego Życia – konieczne i niezbędne.
– Jeżeli chcesz, przyglądnij się temu – “co Jest” – powiedziało Pierwsze.
– Dlaczego mam “przyglądać się temu – “co Jest”? – zapytało Drugie.
– Bo to, “co Jest”, dlatego obok Ciebie jest – ponownie głos zabrało Pierwsze kontynuując dialog – byś zobaczył, że to, co Jest – w Tobie naprawdę jest i nie jest ot tak sobie, bez bardzo, ale to bardzo ważnego powodu czyli wyraźnej swojej pierwotnej przyczyny, a wręcz prosi się i czeka o Siebie Zauważenie. A jest tam już Bardzo Długo.., “tam” – znaczy w Miejscu Swojego Powstania.
– Ranią mnie Twoje Słowa – tym razem jako pierwsze głos zabrało Drugie.
– Człowieku, nawet nie wiesz – jak bardzo jesteś poraniony – Pierwsze – wyjaśniało. Po chwili, której czas trudny był do zmierzenia, ani określenia, Drugie Ulgę Poczuło i Teraz Tak mówiło:
– Koją mnie Twoje Słowa…
– Tym razem Pierwsze, tego, co się stało, nie wyjaśniło – tylko się uśmiechnęło i pomyślało:
– Boś.., Przytulony – Uradowało i Rozjaśniło.
Od tej chwili Pierwsze, jakby dla sprawdzenia, jeszcze “coś” podpowiadało.
Drugie, wyrażać tego, co Pierwsze – już nie musiało.
(1) Rząd – dla Ciebie rządzi.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Żołnierz – kraju broni.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Inwestor – dobra mnoży.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Sportowiec – szczyt zdobywa.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Biznesmen – produkuje.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Sprzedawca – przekonuje.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Rynek – przehandluje.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Pracownik – zaharowuje.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Naukowiec – wiedzieć chce.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Darczyńca – problem schowa.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Żebrzący – nie zadowoli.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Artysta – sztuką wsławi.
(2) Wiec, ja – już nie muszę.
(1) Redaktor – zredaguje.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Kochanek – po kopuluje.
(2) Więc ja – już nie muszę.
(1) Polityk – zadecyduje.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Choroba – śmiercią złoży.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Medyk – zaleczy.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Oskarżyciel – oskarży.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Strach – ponagli.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Mecenas – obroni.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Złodziej – skradnie.
(2) Więc, ja już nie muszę.
(1) Wierzyciel – upomni.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Oszust – zmanipuluje.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Tyran – ukatrupi.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Zły i Cham – zakrzyczy.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Operator – zamorduje.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Starość – dopadnie.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Prawda – w Oczy spojrzy.
(2) Więc, ja już nie muszę.
(1) Sprawiedliwość – dogoni.
(2) Więc ja – już nie muszę.
(1) Wielebny – z Bogiem się stawi.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Idea – rogiem wzbogaci.
(2) Więc, ja – już nie muszę.
(1) Cierpiące – nerwowo błąkało.
(2) Więc, ja już tak – nie muszę?
(1) Krzywdzące – się upijało.
(2) Więc, ja – już Nic nie muszę…
(3) Trzecie – rozradowało.
Kamyk Mały
Bardzo, bardzo był drogi.
Przyglądał mu się – Nadmiernie Duży.
Dla niego – mógł Każdego zabić.
Kamyk Mały.
Krowa Dojna wracała samotnie z Bogatego Pastwiska. Nażarła się do syta. Jej wymiona były pełne. Postura – Olbrzymia. Masa – Gruba. Struktura – Tłusta. Wygląd – Obleśny. W oborze odwróciła się do góry nogami; jakby wyzionęła ducha, a właściwie swym gestem – niejako Wymuszonym Nadmiarem, mówiąc do zaskoczonego całą sytuacją Chłopca Stajennego:
– Dój mnie, bo już ledwo zipię.
Chłopiec Stajenny, lekko zmieszany, czym prędzej podbiegł do Dojnej Krowy, a wtedy, z jej nadmiernie wypełnionych wymion, niczym nowego odwiertu bogatego w surowiec szybu; nie mogąc powstrzymać Nadmiaru własnego ciśnienia; samoczynnie wytrysnęło w górę – Mleko.
Chłopiec Stajenny rękoma chciał powstrzymać Przepływ. Zaskoczony, w swym chaotycznym działaniu był bezradny. Nie umiał doić Krowy Dojnej leżącej do góry nogami. Obok stało jedynie wiadro, do którego zwykle dojono krowy. Jedną ręką po omacku po nie sięgnął. Drugą bezskutecznie powstrzymywał Przepływ z naturalnie bijącego Źródła.
Zorientował się, że tym razem mleko płynie w odwrotnym kierunku niż zwykle. A nie miał naczynia, które działałoby odwrotnie. Pod ręką nie było też stosownego węża, Drogą – jaką mleko mogłoby do zwykłego wiadra swobodnie przepłynąć. Bez wątpienia Krowa Dojna i Chłopiec Stajenny byli źle zorganizowani.
Gospodarza – w Gospodarstwie – tymczasem nie było!
*
Bezwzględnie!
Takie było Gospodarstwo – jak jego Właściciel.
Względnie!
Taki był Właściciel – jak jego Trzoda.
Rzecz dzieje się gdzieś, niestety obok mnie, więc nie jestem bez winy. Jest ciemno. Wychodzę ze sklepu i słyszę Głos Kobiety – gdyby Pan powiedział, że potrzebuje na chleb, to bym dała.
Kobiecy Głos był uczciwy – powiedział szczerze, że wolałby być okłamany. A niewidoczny Pan Żebrzący, stojący w nocy cieniu był przecież uczciwy w swojej prośbie. Nie kłamał. Prosił tylko o inny rodzaj chleba – właściwego, dla swojej mrocznej egzystencji, pożywienia. To była jego potrzeba i jego pragnienie, a jednak Ucho Kobiecego Głosu wolało usłyszeć kłamstwo. Chciało być okłamane, bo wtedy jego właścicielka miałaby czyste sumienie, tłumacząc sobie, że daje na życie, a nie na coś, co życie odbiera. Więc nie dała i też postąpiła uczciwie. Tak oboje Uczciwi, uczciwie na uczciwości zyskali. I wzajemnie byli z powstałej sytuacji niezadowoleni.
*
UCZCIWOŚCI, gdzieś.., hen.., tam – głęboko i odnalezionej w sobie – na ile tylko się da. Uczciwości Bezgranicznej.., na ile to będzie dla właściciela uczciwości możliwe oraz sprawiedliwe, w nowym, kolejnym 2017 roku – uczciwie życzę. Bez “uczciwie” i bez “życzeń”.
Idę po zakupy do marketu. Przed sklepem Pani Wolontariuszka na Kogoś i w Czyjejś Wielkiej Sprawie zbiera datki do puszki. Jest świąteczna. Z uśmiechem prosi o pomoc. Stanęła przed wejściem niczym Miła Przeszkoda. Trudno było wejść do lub wyjść ze sklepu przez Panią Wolontariuszkę niezauważonym. Sytuacja wywołuje we mnie dziwne uczucie. Omijam Panią Wolontariuszkę szerokim łukiem. Wszystko na nic, bo i tak jej ciepła prośba “mnie dopada”. Nie reaguję. Przemykam. No cóż – taka jest moja “bezduszna” reakcja.
Wchodzę do sklepu. Słyszę słowo “przepraszam”. Raz, drugi, trzeci. Słysz je wiele razy. Stanowczo zbyt wiele.., żeby tego słowa nie zauważyć.
Myślę – o co chodzi z tym ugrzecznionym i świątecznie okazjonalnym – “przepraszam”? Na pewno “grzeczne przepraszam” jest subtelną i wyrafinowaną formą jakiejś ekspresji. Ukrytą manifestacją i miłym rozkazem – Kolego – zejdź mi z Drogi. Przyjacielu – blokujesz przejście. Odsuń się, stoisz na mojej Drodze…
Lecz ja dzisiaj jestem wyjątkowo grzeczny i tak samo jak inni – ugrzeczniony, bo przecież “u nas” – jak w Krakowie – “chodzi się przez życie w butonierce”…
Wychodzę ze sklepu. Na zewnątrz – kto? Uśmiechnięta i radosna Pani Wolontariuszka. Jest zajęta. Na szczęście nie zauważa mnie. Właśnie znalazła kolejną ofiarę dla swojej żebraczej profesji.
Ale co? Przecież ona nie jest żebrakiem! Ona jest bogata i z dobrego domu! Do tego: młoda, piękna, subtelna i ambitna. Nie robi tego przecież dla siebie! Działa, a jakże – w Dobrej Sprawie i dla Dobra Ogółu. Dlatego jest Dobra. Zbiera i żyje dla innych… Jednak czy na pewno?
Bez “przepraszam” i “proszenia” , z życzeniami świątecznymi
Andrzej Hanisz
Odnajdując – we mnie,
To – co Bezimienne.
Była sobie Góra.
Góra – jak to góra – górowała nad okolicą i szczyciła się swoim szczytem. Była wysoka, dostojna i niedostępna. Jej majestat swym pięknem kusił – uwodził i śmiałków zapraszał.
Wielu pragnęło ją zdobyć, by pierwszeństwa chwały zaszczytem wpisać się do grona zdobywców i jakby posiąść Górę na własność. Lecz Nikt nie mógł tego dokonać.
Być może właśnie o tej.., i innej Górze, powiadali ludzie, “że góra z górą się nie zejdzie”. A jednak wielkich zdobywców tego świata, nie brakowało. Potężnych – niczym owa Góra – ciągnęło aby wejść na sam jej szczyt.
Góra – pełna władzy, złowieszczo się uśmiechała i z naiwnych drwiła. Śmiałkowie, którzy do niej zmierzali, długo szykowali się do wyprawy i stale o zdobyciu Góry marzyli. Snując swoje wielkie plany, na ogół w swoje wizje wciągali i wykorzystywali innych, którzy tak jak oni w nie uwierzyli. Tym pragnieniem opuszczali swoje domy, które tak naprawdę już dawno temu opuścili.
Właśnie tego nie byli świadomi. Odrzuceni.
Dlatego prędzej lub później, podczas zdobywania Góry – ginęli.
– A Góra? – gdyby Ktoś zapytał.
– No, cóż – miała na imię – Egoizm.