Ja, człowiek
akt 10
Zaczynam od końca;
Poematem.
Jak do siebie – wchodzę,
Frontowymi drzwiami,
Rodzinnego domu,
Bez widocznym wejściem.
*
Baczę, by poezją,
Nie być;
Niczym sztuki,
Rodziną – zastępczą.
*
To dziesiąty i ostatni akt.
Ja!
Dwie prawdy.
Jej i jego.
Każda siebie warta.
Nie warta obrony.
Ja!
Błąd – szalony:
Ukochany,
Najdroższy,
Z wybranych – najlepszy:
Otulony, bezpieczny,
I błogosławiony.
*
Zaniedbana Pani, zaniedbywała Pana.
Pani, była przez Pana zaniedbywana.
I Pan przez Panią był zaniedbany.
Razem siebie przeceniali.
Bycie wspólne – wyczerpali,
Odpychali;
Coś tam tylko – szanowali.
I oczekiwali – wzajem,
Od drugiego – jedno.
Tylko brudem przyciągali:
Niedorzeczni,
Sfrustrowani,
Pogmatwani.
Jak kurz zbity w kulę;
Splątani.
Podobnego – jedno.
*
Ja!
Chwała i pogarda – życia.
Ja!
Moje na wierzchu.
Niewinna ośmiornica,
Z głową dziecka,
Ja!
Tożsamości setki,
I miliony twarzy.
Mądrość dziwoląga,
W ramionach;
I cień – siebie,
Nieznane odbicia;
Rzeczywiste – urojone.
Ja!
Ucieczka – Wielka;
Gdzieś hen,
Przez granicę -Drogą,
Która we mnie jest,
Lecz Ja, nie wiem,
Że,
Gdzie?
I czy w ogóle..,
Życia test.
Mnie – bohatera!
Podróż,
Wielka,
Którego w domu,
Nie ma.
*
W chocholim tańcu,
Splątane:
Z uczuciem – świadomość
Ciało – z Emocjami,
I Świadomość – z Ciałem.
*
Starzy!
Mówiliśmy na rodziców,
Gdy byliśmy młodzi.
A tośmy idioci – młodzi,
Widzieliśmy siebie – staro,
Gdy byliśmy młodzi.
Kochani rodzice,
Przepraszam was,
I siebie,
Za krzywe spojrzenie,
No i za choroby,
A także za starość.
My!
Wiekiem dojrzali;
Ciałem, duchem – młodzi.
*
Pistolet ogromny;
Wielki – arsenałem duży,
Przyłożony do małżeńskiej skroni.
Ja!
Nie ruszam Ziemi,
Nie dotykam Nieba.
Cała walka na nic.
Ale też, nie o Nic.
Nie istnieję…,
Niczym pokój,
Kiedy nie ma, wojny.
Ja!
Bez pokoju i bez wojny;
Wolny.
Nie czuję się lepszy,
Kiedy jesteś gorsza;
Tyś, nowym dniem,
Życzliwa;
Dniem i nocą – czuła;
Wspólnie!
Z martwych żeśmy wstali;
Sobą wielkanocni;
Ty i Ja – Mocni.
*
Zraniłem oko prawe,
Leśnym patyczkiem.
Niczym, bok przebiłem.
Rana boli bardzo,
I czerwienią łzawi,
Ale co tam, dzielnie znoszę.
Wiara moja – łzą,
Sama siebie,
Esencją swą – leczy,
A Ja! – “proszę”…,
W czystości,
Szczerze…,
Chociaż – nie,
Jeszcze – nie.
Póki co…, powoli,
Z Ziemi się podnoszę.
Puszczam łono Matki.
Pełzam; Jeszcze,
Na kolanach – proszę,
I mam żal do Ojca,
Że tak szybko odszedł.
I już we mnie został.
Ja!
Nie dobry;
Więc – nie umiem…,
Prosić – dobrze.
Zmieńmy to!
Wstaję z klęczek i,
Głowę podnoszę…
Mogę błagać, szukać, znosić;
Nic to nie da, gdy się prosi,
Niedoborem; wypełnionym,
Brudem własnych tożsamości.
Za mały to poziom,
Potencjał zbyt niski.
Proszę o właściwy;
Niby – bez powodu,
Jeszcze pokojowo,
Ale i nerwowo,
Proszę o skuteczny.
Proszę o możliwy;
Chwilą…,
Samoistny.
*
Jak Dziecka – Ty,
I Nauczyciela Ty…,
Czy też ja,
Kreacji boskiej,
Rezonansu Ton,
Prawy, no i – czysty.
*
Jeśli też chcesz?
To razem poprośmy…
W drugą stronę lustra,
Powoli – zerknijmy.
Jak niegdyś fotograf,
Zapraszam do ciemni.
Wtedy poznasz moje rozumienie,
Rozumieniem swoim,
Pewnej tajemnicy, jak i wielu związków;
Ulepionych nie przez siebie,
Z nieznanego bytu;
Licznych kultur:
Bajek, kultów oraz mitów,
I tragedii przodków – niczym plasteliny.
Jednak w czyjeś życie się nie wtrącam.
Po co chcieć rekiny łowić?
Chcesz zobaczyć swoje,
Wyznaj szczerze,
Gościu drogi!
I kochani gospodarze – siebie.
I ulepić niczym kotlet,
Jeszcze raz, lecz tym razem z dobrej,
Bo ze swojej czystej gliny?
Jeśli tak, bardzo proszę!
Uprzejmie posłużę,
I nie tylko Ja,
A nawet nie Ja,
Wokół Ciebie Służę.
Odtąd patrz co wewnątrz i na zewnątrz:
Przodzie, tyle – i bądź z boku,
Z dystansem do myśli,
Słów, do i od innych,
Refleksji od ciała,
I uczuć do siebie.
Ja! Nic.
Ja!
Bez strony.
*
Bez certyfikatu – nowy świat,
Świadectwem przemiany.
Nasze życie, święta księga.
Utulony – strach.
Ja!
Odtajniona rzeczywistość,
Ukazana prawda – zła,
Przeszłości dziedzictwa,
Jakie w sobie noszę.
No i dobra.
Ja!
Akt dziewiąty.
*
Z drzewa rodzinnego,
Niedaleko padło,
Od jabłoni – jabłko.
Nawracając z krętej drogi;
Z osobistym czarem,
Własnej świadomości w darze,
Zaszły wokół drzewa,
Niczym Jedna – Panie Trzy;
Wszystkie Matki,
Z Córeczkami w parze:
Miłość dla Miłości,
Wiara dla Wolności,
Nadzieja dla Siły.
Gdy je zobaczyli,
Krzyknęli Ojcowie,
“Zróbmy to” i podeszli bliżej,
I się pokłonili.
Synowie – też chcieli i naprzeciw,
Owym damom,
Z utajnienia wyszli;
Rozłożyli ręce,
Otworzyli serca,
Twarze rozchmurzyli.
Wreszcie byli razem – bliską.
Rodzinną rodziną.
*
Wówczas, jak Kochanek do Kochanki,
Mąż do Żony szeptał:
“Zostań śpiewem gwiazdy i cudem tej Ziemi.
Głębia tym cenniejsza, gdy mniej o niej wiemy.
Będąc tajemnicą i Dzieckiem Miłości,
Winnej daj raz jeszcze, zrodzić się w Jedności.
I niech moja księga czystą pozostanie.
Na dłużej nam starczy,
Siebie odkrywanie.”
akt 0
Powierzam tym, którzy chcą zmiany,
Czytając choćby wiele razy,
Poznać prawdy treść,
I pieśń duszy swej,
REGENEZY,
Idąc Drogą.
Ja,
Zero,
Zapraszam.
Lecz najpierw,
Pójdźmy słabościami,
Za potrzebą, w mroki losu,
Krętą, pośród bagna, ścieżką.
Za co, uprzedzając z góry i równiny,
Przepraszam.
*
Jednak nie omieszkam,
Choć, ze znieczuleniem,
I nie tylko słowem – Istotę,
Przefiltrować, odcedzić;
I na wierzch – wydobyć.
*
Popłyniemy,
Nurtem dwojga rzek – Genezy.
Naprzeciw – pod prąd,
Do końca;
A ujrzymy wiele małych rzek,
Dwie zasilające.
Aż dotrzemy,
Gdzieś na źródła kres,
Pięknej Czerni,
Ale też,
Do Ogrodów Słońca.
Wtedy – zawrócimy.
Jedni.
*
I będziemy…,
W zdrowiu,
Co potrzebne – mieć.
Nie dla siebie – żyć.
Pełny tekst w wersji drukowanej nakładem Wydawnictwa Regeneza dostępny na http://www.andrzejhanisz.pl/ksiazki/ja-czlowiek