Strona główna


Autocoaching » dla Ciała » Wiosenne porządki


Czyli wewnętrzne oczyszczanie organizmu. Wiedzę wziąłem od Deepaka Chopry i Tombaka i wielu, wielu innych. Zresztą latami ją gromadziłem gdzieś w umyśle i na półkach biblioteki.

Teraz mam własne doświadczenia, przemyślenia i umiejętności, czyli "jak".

Potem trzeba było wszystko przerobić, uporządkować, doświadczyć.

Zacząłem od oczyszczenia jelita grubego, następnie przeszedłem do wątroby i do innych części ciała.

Zainspirowałem parę osób. Rezultaty przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Tryskają energią i są po prostu młodsi.

Niżej przedstawiam opis moich oczyszczeń wątroby. Jako najważniejszego elementu sprzątania.

Oczyszczanie wątroby

Kiedy to pisze jestem po trzecim oczyszczaniu. Sięgał więc będę pamięcią, jak to było?

Pierwsze podejście – 29 październik 2007
Teoretycznie najtrudniejsze. Długo się do tego mentalnie zbierałem. Trzy dni głodówki trochę przeraża. Czy to wytrzymam? I jak sobie poradzę?

Zaopatrzony gruntownie w wiedzę tombakowską - decyduję się. To jak przygotowanie do choroby. Ciekawe! Nie na luzie, tylko tak jakbym zaplanował jakąś operację lub chorobę i musiał się wyłączyć z życia na jakiś czas.

Na parę dni przed głodówką, a precyzyjniej postem sokowym i właściwym oczyszczaniem ciągłe mentalne przygotowanie. Czytam. Codziennie sauna, niby żeby coś zmiękczyć, szklanka soku owocowo-warzywnego..

Pierwszy dzień głodówki. No, nie do końca głodówki, bo piję soki, jabłko i burak. W proporcji cztery do jeden. Trzy razy po pół litra. Potem dowiaduję się, że robię to źle. Sok należy pić wolno małymi łykami, tak aby enzymy trawienne śliny dostały się do soku, a ja bach przechylałem, aby z głowy.

Mimo soku jestem głodny. Ten pierwszy dzień jest najgorszy. Szyja boli. Kark boli. Toksyny się uwalniają. Cała głowa boli. Pomimo, że jestem w Józefowie na powietrzu. Coś słabo pomaga praca na powietrzu. Pogoda zresztą do bani. Widać mam w sobie sporo świństwa.

Drugi dzień łatwiejszy. Jestem już bardziej doświadczony. Banał.

Trzeci dzień. Czekam na nadejście siódmej. Siódma. Postępuję zgodnie z instrukcją. Przygotowałem 250 ml soku z cytryny i oliwy z oliwek. Co piętnaście minut pije po dwie łyżki stołowe. Leżę w łóżku nagrzewając wątrobę termoforem i czekam. Czekam co się wydarzy. Wypiłem już wszystko i wciąż na coś czekam. Czekam, a tu nic. Znudzony o dwunastej zasypiam. Budzę się rano i dopiero idę spokojnie do ubikacji. Potem na przeczyszczenie herbata.

A miało być inaczej. Rozczarowanie, że to nie tak jak w książce. Żadnych korków cholesterolowych. Żadnych kamieni. Czyli, tak naprawdę nie wiem czy coś oczyściłem, czy też nie.

Co prawda oczyszczeń trzeba zrobić do siedmiu. Cóż, wiele jeszcze przede mną.

Drugie – po czterech tygodniach
Postępuję z według instrukcji. Drugie oczyszczanie po czterech tygodniach. Też trzydniowy proces. Już jestem bardziej doświadczony. Proces przebiega podobnie. Tylko piję większe łyki oliwy, żeby było szybciej. Jest szybciej i bardziej zbiera na wymioty. Jakoś wytrzymuję.
Tym razem też nie ma żadnych kamieni ani nic. Rozczarowanie lekkie. Do zobaczenia za trzy miesiące.

Trzecie – 15 luty 2008
W międzyczasie kupiłem książkę Tombaka. Czy można żyć 150 lat? Dobry tytuł. I widzę zmiany w podejściu do oczyszczania. Teraz instrukcja jest dwudniowa. To fajnie - myślę.

Tym razem, saunę biorę tuż po bieganiu. Biegam w poniedziałek, środę i piątek. Przy okazji odkryłem, że w saunie można medytować, a nie gapić się w telewizor jak to do tej pory...

Czwartek - lekki obiad i sok na kolację. Na następny dzień tylko soki. Czuję się tak sobie. Raczej źle. Kark boli. Znowu te toksyny. Ile tego jeszcze jest?

Osiemnasta – przygotowuję sok z cytryny i oliwę z oliwek. Osiemnasta trzydzieści, gorąca kąpiel. Dziewiętnasta. Termofor. Łóżko. Start. Piję łyk oliwy i popijam sokiem. Postanowiłem przyspieszyć proces. Tak na cztery razy.

Nawet gdy to piszę, to robi mi się niedobrze od oliwy. Cytryna jest ok. Wszystko jest w miarę do dwudziestej trzeciej. Potem czuję się coraz gorzej. Oliwa jakby rośnie. Jedenasta czterdzieści pięć. Już nie mogę dalej wytrzymać. Ledwo dobiegłem do łazienki. Wszystko zwróciłem. Sporo tego było. Szkoda! Teraz to już pewnie nic nie oczyszczę. Chociaż oliwa była we mnie parę godzin. Niemniej szkoda.

Nad ranem wypróżnienie i lewatywa. Znowu nie ma nic! O piętnastej kąpiel w jeziorze. Jest cudownie. Kąpiel zamazała trud oczyszczania.

Następne oczyszczanie w maju. Następnym razem użyję oliwy z pestek winogron lub rzepakowy rafinowany. Na oliwę z oliwek nie mogę patrzeć. Piszę te słowa o siedemnastej, a w ustach oliwny syf. Na obiad jem ziemniaki w łupinach i planuje to samo na kolację.

No to, do zobaczenia wątrobo, do maja!

W nocy czuje pracę wątroby. Burczenie. Coś się jednak wydarzyło.

Czwartek – 29 marzec
Nie wytrzymałem i przyspieszyłem. Sam proces podobny. Metodyka ta sama. Czuję się tak sobie podczas postu sokowego. O dziewiętnastej oczyszczanie. Znowu brak parcia. Dopiero rano idę do ubikacji i wydaje mi się, że znowu nic. Żadnych kamieni. Robię lewatywę. Brak energii, witalności, tak jakby po ciężkim kacu. Mdli od oleju pomimo, że zastosowałem z pestek winogron. Wącham czosnek w słoiczku. Pomaga.

Na drugi dzień czuję się fatalnie. Dalej muli, mdli, brak poweru. Jedziemy z Markiem na spacer po lesie. On też robił po raz pierwszy oczyszczanie. Już za pierwszym razem następnego dnia wydalił kilkadziesiąt kamieni. Jednego schował na pamiątkę. Mama Marka również oczyszczała wątrobę. Wydaliła kamienie, ale małe. Metoda widać dobra, a u mnie jakoś bez oczekiwanego rezultatu. Ciekawe czemu? Za dwa miesiące zrobię piąte oczyszczanie.

Piąte – maj cdn.



Komentarze:
Do tego artykułu nie zamieszczono jeszcze żadnych komentarzy.

Zamieść pierwszy komentarz »